sponsorzy

Rozmowa z Dmytro Rybickim, ukraińskim zawodnikiem pierwszoligowego Futsal Szczecin, który wkrótce wybierze się na młodzieżowe mistrzostwa Europy.


- W jaki sposób trafiłeś do Futsal Szczecin na początku tego roku?
- Grałem wówczas na Litwie, a propozycję gry w Szczecinie złożył mi trener Roman Smirnov, który wówczas jeszcze nie był pierwszym szkoleniowcem. Przyjechaliśmy z Witalij Pankratim i postanowiliśmy zostać.


- Jaki poziom futsalu jest na Litwie?
- My graliśmy w ekstraklasie, ale w Polsce I liga wygląda jak tam ekstraklasa.


- Oprócz gry w futsal, także pracujesz zawodowo?
- Tak pracuję w DB Port - załadunek, rozładunek statków. Z futsalu, w Polsce, jeszcze nie można się utrzymać. Chciałbym, by ta dyscyplina była bardziej popularna, ale tu potrzeba większych nakładów finansowych, lepszych zawodników, by przyciągnąć uwagę kibiców, sponsorów i mediów.


- Jesteście w finałach mistrzostw Europy do lat 19 z reprezentacją Ukrainy. Dostały się tam same najlepsze ekipy.
- Tak, nie było łatwo. Wygraliśmy takie eliminacje z Serbią i Czarnogórą oraz Rumunią.


- Macie w finałach jakieś szanse?
- Mamy w grupie Włochów, Słowenię i Finlandię. Jeżeli wyjdziemy z niej, trafimy pewnie na Hiszpanię, Portugalię. Jednak niczego się nie boimy. Jedziemy tam coś wygrać, po to się gra ostatecznie.


- Daleko ci do dorosłej reprezentacji Ukrainy?
- Na razie dobrze się czuję w młodzieżowej, a na powołanie do dorosłej kadry trzeba jeszcze mocno pracować.


- Zostajesz w Szczecinie na kolejny sezon. Były opcje na zmianę klubu?
- Dostałem propozycje transferu, m.in. pytał o mnie ekstraklasowy Widzew Łódź, ale postanowiłem zostać w Szczecinie. Mam tu pracę i trochę układam sobie tu życie.


- Latem w klubie zmienił wam się trener. Jak oceniasz Miłosza Kocota, a jak obecnego - Romana Smirnova?
- Myślę, że o obu mogę mówić tylko dobrze. Trener Miłosz podobał mi się jako trener i jako człowiek. Z Romanem Smirnovem jest podobnie. On też dużo mi pomógł tu na miejscu, gdy przeprowadzałem się do Szczecina.

Fot. Andrzej Szkocki / gs24.pl